Legenda o powstaniu kaplicy w Bukwałdzie
Wszyscy wiemy, że w legendach można odnaleźć ziarno prawdy. Podobnie jest również i w tej historii. Córka leśniczego wędrowała starą, wysadzaną dębami drogą z Bukwałdu do Cerkiewnika. W środku lasu została ukąszona przez żmiję. Stan dziewczyny musiał być ciężki, gdyż jej narzeczony złożył śluby Bogu, że jeżeli jego ukochana wyzdrowieje, to on wybuduje w Bukwałdzie kaplicę. Przyszła żona wyzdrowiała, a młodzieniec spełnił złożone śluby – stąd w Bukwałdzie do dziś dnia stoi, wielokrotnie rozbudowywana, kaplica pw. Świętego Józefa, będąca wotum dziękczynnym za ocalone życie.
Także ojciec dziewczyny upamiętnił to wydarzenie. W miejscu, w którym spotkało ją nieszczęście, wystawił duży krzyż. Stary krzyż stał aż do roku 1931, zmurszały już i kruchy. Odnowił go i poświęcił proboszcz z Brąswałdu, ksiądz Alojzy Moritz. Z racji faktu, iż ojciec narzeczonej był leśniczym, współcześnie również leśniczowie odnawiają krzyż i dodają do niego kolejne pamiątkowe tabliczki.
Obecnie ta stara droga przez las z Bukwałdu do Cerkiewnika nie istnieje – została pod koniec XIX wieku przecięta linią kolejową i zarosła. Stare dęby wycięto. W środku lasu pozostał jednak krzyż, na nim pamiątkowe tabliczki. Istnienie również kaplica w Bukwałdzie, a także legenda, przekazywana ustnie z pokolenia na pokolenie i wciąż żywa w pamięci mieszkańców Bukwałdu.